Skusiłam się na ten balsam pod wpływem pozytywnych opinii w internecie. O ile początkowo spisywał się dobrze, to potem zauważyłam jego spore minusy. Balsam zamknięty jest w miękkiej tubce z zakrętką typu klik. Szkoda tylko, że nie widać zużycia produktu. Choć mam trochę wrażenie, że w tej tubce jet więcej powietrza, niż samego balsamu- jest strasznie niewydajny, przy codziennym stosowaniu wystarczył na niecałe 2 tygodnie. Balsam jest biały, o lekkiej, nietłustej konsystencji. Jest odrobinę gęstszy od mleczek do ciała. Zapach bardzo mi się podoba, przypomina cukierki krówki, choć po czasie zalatuje trochę jakby męskimi perfumami. Zapach utrzymuje się na skórze średnio długo. Balsam bezproblemowo rozprowadza się na skórze, bardzo łatwo można nim pokryć dokładnie całe ciało. Wchłania się dość szybko i nie pozostawia śladów na ubraniach. Ale, żeby nie było tak różowo... Po kliku dniach stosowania, zauważyłam, że podczas osuszania ciała zostawia na ręczniku straszne plamy :/ Co do działania, na początku byłam z niego zadowolona- już po pierwszej aplikacji przyciemnił moją bladą skórę, zostawiając na niej ładny brązowo-złoty kolorek. Nie było żadnych smug, plam, efekt brązujący był idealny, równomierny. Ale niestety, wszystko było cacy do 3-4 prysznica. Kolor się zmywa się bardzo nierównomiernie i niestety, powstają wtedy smużki i plamki. Dokładanie kolejnych warstw balsamu nie ma sensu, bo tylko bardziej uwidocznią się nierówności w kolorze. Balsam nawilża dobrze, ale bez rewelacji, nie jest to efekt długotrwały. Zdziwiłam się, bo balsam zawiera w składzie parafinę, więc myślałam, że nawilżenie będzie intensywne i na długo. Producent obiecuje nam również efekt ujędrniający i redukcję cellulitu, ale ja takowego nie zauważyłam. Raczej do niego nie wrócę.