Pamiętam, że po wielu próbach z różnymi podkładami uznałam ten za najlepszy i najwspanialszy. Byłam na tyle zadowolona, głównie z odcienia creamy ivory/do mojej jasnej cery naprawdę trudno było mi dobrać coś, co nie robiłby z twarzy jajecznicy albo przejrzałej brzoskwini/, że długo broniłam się przed wszelkimi pojawiającymi się nowościami, jak również przed wypatrywaniem jeszcze lepszych opcji. Bo podkład jest naprawdę poprawny, przynajmniej tak sądzi moja cera /sucha, ale bez większych problemów czy przebarwień/ - tani, bardzo wydajny, ma optymalną konsystencję /ani zbyt lejący ani zbyt ciężki/. Łatwo się rozprowadza i jest ledwie widoczny na twarzy, a jednocześnie radził sobie dość dobrze z ukryciem lekkich zaczerwienień. Nie uczulił mnie, nie spowodował wrażenia "zabrudzenia" czy "zatłuszczenia" twarzy, nie wysuszył ani nie wywołał wysypu zaskórników. I pewnie wracałabym do niego do tej pory, gdyby nie fakt, że znalazłam podkład (Rimmel Match Perfection) w podobnej cenie, ale z odcieniem (porcelain), który przebił nawet max factorowe creamy ivory, tzn z odcieniem jeszcze jaśniejszym i jeszcze bardziej przystosowanym do mnie. Ale Max Factor nadal twardo trzyma się na drugim podkładowym miejscu.