Saszetka składa się z dwóch części. Obie części zawierają razem jedynie 2x6ml. W jednej jest peeling wulkaniczny z gliceryną, parafiną, alantoiną i olejkiem z bawełny. W drugiej znajduje się maska-serum z arniką górską, parafiną i alantoiną, a także całą masą roślinnych ekstraktów, m.in. z rozmarynu, szałwii i bluszczu. Zapach obu produktów jest spójny, raczej przyjemny, ale nie potrafię go dokładnie określić. Taki roślinny, trochę jak na łące. Peeling jest moim zdaniem świetny. Zawiera bardzo dużo małych drobinek z pumeksu wulkanicznego, które wspaniale złuszczają stopy, a przy okazji także i dłonie. Według producenta należy masować mokre stopy 5 minut i tak też uczyniłam, więc przy okazji miałam odprężający masaż. Maska-serum to, hmm... taki bardziej lekki kremik, bardzo szybko się wchłonął. Według producenta trzeba posmarować grubą warstwą maski stopy, tylko jak to niby zrobić, kiedy tego serum jest bardzo mało?? Wystarczy na jako taką warstwę, raczej cienką niż grubą. Maska wchłonęła się w oczekiwane 15 minut i nie było po niej większego śladu. Przyjemne odprężenie, zapach i może delikatne nawilżenie to wszystko, czego można się po niej spodziewać. Ogólnie oczekiwałam większej pielęgnacji, tym bardziej, że preparat jest przeznaczony podobno na zrogowaciały naskórek. Gdyby producent sprzedawał sam peeling w większej tubce na pewno bym go kupiła! Maska-serum raczej mnie nie przekonała. Warto wypróbować na sobie, tym bardziej, że cena jest niska. Może akurat komuś bardziej będzie odpowiadała? Podoba mi się, że producent to polska firma.