Opinia Farmona Sweet Secret Czekoladowy peeling cukrowy do ciała 225 g

leibstandarte
2013-08-28

Od dość długiego czasu nosiłam się z zamiarem zakupu jakiegoś konkretnego peelingu do ciała, zwłaszcza, że w lecie moja i tak sucha skóra przesuszyła się jeszcze bardziej, a dodatkowo pozostały na niej strupkowe resztki po ukąszeniach komarów. Jak dodam do tego troszkę ponury nastrój, który opanował mnie w środku lata, to wyjdzie na to, że potrzebowałam czegoś, co jakoś mnie oczyści, odnowi i przy okazji poprawi humor. A producent tego peelingu obiecywał właśnie to - czyli oczyszczenie, pielęgnację i wspaniałą, aromatyczną dawkę pistacjowej czekolady na "pocieszenie" smutnej mordki. Zaufałam więc i zakupiłam produkt, który w pierwszej chwili mnie zachwycił. Najpierw zaatakował zapachem - niekoniecznie czysto czekoladowym, bardziej ciężkim, czekoladkowym, albo, jak stwierdził mój "współlokator", śmierdzącym czekoladowymi, tłustymi muffinami. Mi się jednak podobał, aczkolwiek przypuszczam, że bardziej doceniłabym go w mroźne, zimowe dni, bo lekkim, letnim aromatem nie można tego zapachu nazwać. Po węchowym uderzeniu nadszedł czas próby dotykowej. Konsystencja spodobała mi się od razu, głównie przez gęstość i mocno wyczuwalne cukrowe elementy, które rozbudziły moją nadzieję na rzeczywiście mocno peelingujące działanie. I po pierwszej aplikacji owej nadziei nie zawiodły. Odczułam ścieranie naskórka, spod którego szybko wyłoniła się gładsza, czystsza skóra, ale.. Tarłam i tarłam i w którymś momencie pomyślałam, że pewnie robię to zbyt nadgorliwie, bo peeling zaczął rozpływać mi się w dłoniach i na ciele (pomyślałam, że pewnie tak właśnie ma być) pozostawiając tłustawą warstwę. Nie powiem, na początku podobało mi się to, a gdy wyszłam spod prysznica rzeczywiście odczułam dużo większą gładkość skóry. Miałam też wrażenie, że jej kolor jest bardziej jednolity, spójny. Ogólnie jedno wielkie och ach, zwłaszcza w połączeniu z zapachem wypełniającym cały dom. Niestety, jak się okazuje, czasem pierwsze wrażenie bywa błędne. Tak było i tym razem. Przy kolejnych aplikacjach kosmetyku zamiast zachwytu pojawiało się lekkie rozczarowanie.. Nie dość, że zapach wydawał mi się coraz bardziej nudny, to za każdym razem, gdy otwierałam pojemnik miałam wrażenie, że peeling jest jakby rozmoczony, rozpuszczony. Musiałam nakładać go na ciało coraz więcej, bo rozpuszczał się w coraz szybszym tempie. Nim zdążyłam zrobić dobry masaż, produktu już nie było - tzn był, ale już nie w postaci peelingu, ale tłustawego żelu pod prysznic, a przecież nie tego oczekiwałam. Tak, ciało po użyciu pachniało, ale nie było już tak "wypilingowane" jak wcześniej. Właściwie w ogóle wypilingowane nie było. A po kilkunastodniowej przerwie w stosowaniu, gdy otworzyłam pojemnik z kosmetykiem, zamiast cukrowych kryształków, zobaczyłam papkę - w jednym miejscu zbitą, w większości płynną. Zupełnie jakby produkt się przeterminował niczym ser albo jogurt. Tak więc - skończyło się tak, jak zaczęło, czyli zapachowo. Tyle, że nawet najpiękniejszy zapach nie ukryje prawdy.

  • zapach (choć i ten jest kontrowersyjny)
  • przy pierwszych użyciach działa (ale później już nie bardzo)
  • szybko się rozpuszcza
  • niepraktyczne opakowanie (przy odkręcaniu słoiczka często do wewnątrz dostaje się woda)
  • troszkę zbyt tłusty