Opinia Eveline Art Scenic Silikonowa Baza wygładzająco - matująca pod makijaż 20 ml

leibstandarte
2013-06-01

Nie wiem, co mi się stało, nie wiem. Ja, osoba preferująca prawie że totalną naturalność, dbająca głównie o pielęgnację, naczytałam się gdzieś zachwytów nad kosmetykiem, o którego istnieniu dotąd nie miałam pojęcia, czyli o bazie pod makijaż. Zniechęcona wieloma podejściami do podkładów, które albo były zbyt widoczne, albo podkreślały skórki, albo dawały uczucie brudnej, zanieczyszczonej twarzy, stwierdziłam: "ojej, może to dlatego, że nie stosuję tej cudownej rzeczy, jaką jest baza!". Tak więc, wiedziona tą myślą, pobiegłam do rossmanna i nabyłam akurat tę /z tego co pamiętam, wybrałam ją, bo była w promocji/. Szczerze mówiąc, opisy producenta i opinie o cudowności baz w ogóle, zbyt mocno na mnie podziałały, w efekcie czego spodziewałam się cudu. I w pierwszej chwili wydawało mi się, że taki cud znalazłam. Głównie dlatego, że gdy wzięłam w palce trochę tego kosmetyku, poczułam, że mam na nich właśnie to, czego brakowało mi w podkładach - jakiś taki poślizg, wygładzenie w żelu, coś, co zniszczy wszelkie suche skórki, coś, co tak trochę "załagodzi" ordynarność podkładów. Zadowolona pierwszym wrażeniem nałożyłam więc to na twarz. Efekt był taki, że moja mordka rzeczywiście pokryła się takim troszkę śliskim filmem /co mi się spodobało/, miałam wrażenie większej gładkości niż normalnie. Ale nic więcej. Wrażenie jakieś było, ale nie ma mowy o tym, by produkt ten wypełniał zmarszczki, niwelował skórki czy nawilżał (!). Z podkładem też właściwie nic nie zrobił, nie zauważyłam większych zmian - ani matowienia, ani większej trwałości, właściwie nic poza tkwiącą mi cały dzień w głowie świadomością, że mam na twarzy jeszcze więcej sztucznych warstw, że skóra mi się dusi. Zamiast być nawilżona i wygładzona - wysusza się. Zamiast się wygładzać - zapycha się. Z resztą po paru dniach stosowania okazało się, że nie były to tylko bezpodstawne wrażenia. Pojawiły się bowiem nie tylko małe krostki, ale też poczucie tłustości przy jednoczesnym przesuszeniu (okropne odczucie). Dodatkowo twarz w ciągu dnia zaczynała się szybciej świecić (a miało być matowienie). No i w końcu to, co było gwoździem do trumny tego kosmetyku - wspomniane już natrętne poczucie zaklejenia, wytapetowania twarzy. Odstawiłam więc to cudo bardzo szybko i stwierdziłam, że nigdy więcej go nie nabędę. Mogłabym oczywiście po tej "przygodzie" z bazą stwierdzić, że jest ona zła, okropna i straszna, aczkolwiek powstrzymuje mnie przed tym jedna rzecz - mianowicie fakt, że tak ją oceniłam w głównej mierze dlatego, że jestem osobą, która zdecydowanie preferuje pielęgnację miast natychmiastowego "upiększania" i malowania. Po prostu mojej skórze lepiej jest z warstwą kremu niż z warstwą silikonu, więc to, że baza mi się nie spodobała nie jest niczym zaskakującym. Po prostu wypróbowałam produkt, który nie jest dla mnie - i to nie tylko dlatego, że może inne bazy są lepsze, nie. Po prostu bazy nie podchodzą mi w ogóle, zwłaszcza, że po eksperymencie z tą konkretną miałam okazję jeszcze testować inne (z czystej ciekawości, by sprawdzić obiektywność wrażenia). I zawsze, nawet jak jakaś baza była trochę lepsza czy trochę gorsza, wrażenie oblepienia skóry (przy marnym efekcie, dla którego nie mogę poświęcić wrażenia świeżości i czystości) było dla mnie nieznośne. Ciężko mi jednoznacznie ocenić więc ten produkt, zwłaszcza, że w ostatnim zdaniu najważniejsze jest sformułowanie "dla mnie". Bo wiem, że chodzi po świecie mnóstwo wielbicielek upiększania, trwałego makijażu i tzw "robionego, doraźnego efektu". Dla nich może ta baza będzie świetna a jedyną uwagą będzie psująca się pompka (ja po paru użyciach musiałam odkręcać i nabierać tą rurką bezpośrednio, bo w środku się szybko zapchała). Dla mnie nie. Z resztą podobnie jak inne bazy. Dziękuję za uwagę, a teraz idę starannie oczyścić swoją twarz :)

  • chwilowe wrażenie wygładzenia (ale złudne, więc i plus złudny)
  • nie matowi
  • zapycha
  • pozostawia wrażenie oblepionej twarzy
  • wysusza zamiast nawilżać
  • nie wyrównuje kolorytu
  • właściwie brak jakiegoś widocznie pozytywnego efektu, który niwelowałby negatywne skutki stosowania