Postawmy sprawę jasno - nie wierzę w cuda obiecywane przez producentów, że jeden kosmetyk uchroni mnie przed poceniem przez 24/48/72 godziny. Bo może być upał jak w Australii, mogę się stresować czymś, szaleć na koncercie, tańczyć w klubie, czy bawić się w Chodakowską na siłowni. Niemniej jednak lubię czuć komfort suchej skóry i mieć tę myśl, że coś tam działam, coś robię, żeby to pocenie zmniejszyć do minimum. Dove był moim pierwszym antyperspirantem z drogeryjnej półki. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Pięknie pachnie, takim jakby kremem nawilżającym. Nie wchłania się zbyt szybko, ale jestem w stanie odczekać tych kilka minut bez nerwów. Kulka zawsze pozostaje "mokra" od kosmetyku, nie trzeba jej "rozjeżdżać" (co za słownictwa ja dziś używam!?). Nie brudzi ubrań i faktycznie pozostawia skórę pod pachami suchą i - co dla mnie bardzo ważne - nawilżoną. Nie podrażnia nawet wówczas, gdy nałożymy go na skórę świeżo po goleniu.