Jakie są wasze ulubione kosmetyki na lato, bez których nie możecie się obejść?
Na pewno dobry, lekki krem nawilżający do twarzy. Jakiś czas temu odkryłam też fajne, nawilżające i nie zapychające mnie serum na noc do twarzy TeN'a, bez którego teraz (zwłaszcza właśnie latem) nie mogę się obejść. Nie zapominam również o balsamie do ust i kremie do rąk. Ponieważ ostatnio sporo się opalam to ciągle męczę cudownie pachnący balsam nawilżający po opalaniu Soleo. Jak już zakończę etap "smażenia się" to oczywiście krem z wyższym filtrem codziennie przed wyjściem na słońce pójdzie w ruch.
na pewno nawilżający depilator z Eveline- trzeba mieć gładkie ciało do bikini i pachy też nie powinny odstraszać przechodniów:) mam z tamtego roku balsam /samoopalacz z Avon ,,Skin So Soft"- soft & glow z błyszczącymi seksownie i uwodzicielsko drobinkami i od razu nawet z filtremSPF 15, kilka żeli na lato od Yves Rocher -bambus, wetiwer, malina, do tego cudownie lekko nawilżający balsam z oliwką od Esentii i idealną oliwkę w żelu z algami z Ziai też od Esentii- w sam raz po pływaniu czy ekspzycji słonecznej, o moje włosy zadba Bingo Spa- kolagen i jedwab ochronią strukturę włosa w sposób naturalny przed słońcem, odżywka dobra też się sprzyda; a o kondycję skóry nie zadba nic lepiej jak arganowa seria z Eveline- ujędrni, nawilży, odżywi, zabezpieczy i zawalczy z cellulitem, dobrze jeszcze pamiętać o ustach -pomadka ochronna bebe waniliowa :D i jestem gotowa!
Nigdy nie używałam kosmetyków po opalaniu. Gdy przedawkuję ze słońcem, używam wody termalnej i oliwki lub zwykłego balsamu, a gdy rzeczywiście mocno się przypiekę, sięgam np. po jogurt. Czytałam recenzje różnych produktów po opalaniu i nadal mnie nie przekonują. Efekt chłodzący mogę uzyskać pod prysznicem, a potem wetrzeć np. oliwkę. Czy to rzeczywiście bardzo potrzebne kosmetyki? Jakie są wasze doświadczenia?
Dziewczyny, z tego co czytam, chyba wszystkie mamy tak samo :) :) Również uwielbiam kolorowe,zywe lakiery, zwłaszcza czerwienie i burgundy. :) Dłonie wtedy wyglądają kobieco i zadziornie :) Marjorjes - ja również gdy się przypiekę sięgam od razu po jogurt. Niestety mam tendencję do oparzeń słonecznym, mimo stosowania balsamów z wysokim filtrem :( Taka karnacja niestety..... Co robicie, aby nie schodziła Wam skóra i opalenizna pozostawała na dłużej? Oprócz stosowania peelingu i nawilżenia rzecz jasna :) ;)
Marjories, pierwsze słyszę, aby "przedawkowaną" słońcem skórę (zwłaszcza, jeśli jest poparzona, czy spieczona) smarować oliwką! Raczej mam wpojone, że takiej skóry nie wolno oliwkować. Taka skóra musi "oddychać" aby się zregenerować, zaś oliwka powstrzymuje parowanie, wytwarza się ciepło (które jest niekorzystne, nie wspomnę już o dyskomforcie). Jedyne co słyszałam, to domowa metoda: pestki dyni mocno wytłuc i zmiażdżyć, olejek jaki się wytworzy, to nim posmarować skórę. Ale nie wiem, czy to działa? Ja nie próbowałam
A ja pierwszy raz słyszę, że oliwka powstrzymuje parowanie...no chyba że mamy do czynienia z olejem mineralnym (parafiną), który jest produktem syntetycznie otrzymywanym. Generalnie używam tu słowa "oliwka" jako pewnego skrótu myślowego, bo chodzi mi o naturalne oleje (oliwka/oliwa to tak naprawdę olej z oliwek), np. słonecznikowy, ze słodkich migdałów, z pestek winogron czy moreli. Oleju używam na wilgotną skórę, wtedy działa bardzo nawilżająco, a jak do tego spryskam się wodą termalną, efekt jest świetny. Moja skóra bardzo lubi to rozwiązanie.
przede wszystkim krem z filtrem, gdyż jestem z natury ruda i mam bardzo jasną cerę, każde wyjście na słońce grozi poparzeniem :( po drugie na pewno orzeźwiające mgiełki np. arbuzowa, mango itp. po trzecie to również to co powiedziały moje poprzedniczki - środki na komary ;/ nieznośne stworzonka...
@Cialkozieleni- oh, oczywiście, że tak. W taką pogodę jak teraz oprócz kosmetyków do ochrony skóry i włosów warto również zaopatrzyć się w chustkę albo czapkę. My wczoraj byliśmy na rowerach i w pewnym momencie tak mi się słabo zrobiło, że musieliśmy zrobić dłuższą przerwę. A to dlatego, żę nie miałam swojej opaski......
Oj tak - oczywiście preparaty na komarzyce! Niestety również należę do ich ulubionego żarcia :) Choćby było dookoła sto osób i tak mnie wyssą najbardziej :/ Ciekawe co je tak kręci?? Zawsze mam też pod ręką preparat na ukąszenia, bez niego chyba bym zwariowała, choć przy mniejszej ilości ukąszeń potrafię się powstrzymać od drapania. Co do włosów to również rzadko noszę nakrycia głowy. Zwracam szczególną uwagę na nawilżające odżywki i maski do włosów. Raz na jakiś czas nakładam na wilgotne włosy olej kokosowy na pół godziny lub więcej.
Co do nakrycia głowy: mam śliczny kapelusik z fajnym rondem:) Nie chodzę w nim po mieście, ale na wyjazdy zawsze go ze sobą zabieram. Co do preparatów na komary: w Rossmannie były ostatnio (może nadal są?) promocje kilku firm p/komarom, jak i na złagodzenie skutków ukąszeń owadów. Niestety, są tu "ale". Mianowicie kończące się terminy ważności! Zwróciłam na to uwagę przez przypadek, bo zastanawiałam się, dlaczego ten sam preparat różni się opakowaniem i...zauważyłam datę ważności (różnie, lipiec, sierpień tego roku). Jeżeli te produkty były wyprodukowane kilka lat temu i leżą sobie w magazynie, potem na półeczce nagrzewanej światłem, znów w magazynie i znów na półeczce.. to jaką mamy gwarancję, że dany preparat jest nadal pełnowartościowy? Że zabezpieczy, że ukoi?! Zwracajcie na to uwagę, bo czasem lepiej nie kupować w promocji i zaoszczędzić 2zł za.. nieskuteczny bubel.
Ciekawie brzmi to Mosquiterum. Gdzieś czytałam recenzję o jego rewelacyjnym składzie, bez szkodliwego DEET; ale pamiętam też wypowiedź specjalisty, który twierdził że jedynym skutecznym środkiem odstraszającym komary jest DEET właśnie. Niestety w mojej aptece nie było Mosquiterum, chciałam zaopatrzyć się w niego dla córki.
A co do nakrycia głowy, to pewnie i głowa poci się bardziej, choć jak się wybierze np kapelusz z naturalnego materiału (ja mam z jakiegoś rodzaju trawy), to jest bez porównania przewiewniej niż w tych sztucznych. No i wolę już bardziej się spocić niż skończyć w łóżku z potężnym bólem głowy (niestety bardzo szybko zaczynam źle się czuć będąc na słońcu z odkrytą głową)
Ostatnio będąc na rowerach podczas tych największych trzydziestostopniowych upałów wpadliśmy na pomysł, żeby wziąć ze sobą spryskiwacz z wodą. Działa po prostu super. :) Głowa, nawet pod czapką wymaga ochłodzenia,bo inaczej szybko pojawią się zawroty, a nawet omdlenia - ja mam tak niestety dość często. Na moje szczęście ten sposób okazał się bardzo skuteczny. Następnego dnia wzięliśmy spryskiwacz również na plażę. :) Polecam. :) Po raz kolejny się sprawdza, że to co najprostsze, działa najlepiej :)
Puder ryżowy- idealnie matujący (przynajmniej do póki całkiem nie zaleję się potem), bardzo lekki podkład o świeżym zapachu- czasami w końcu trzeba. Poza tym uwielbiam kosmetyki pielęgnacyjne, szczególnie peelingi i toniki z mentolem, dają świetne uczucie ochłodzenia i świeżości. Teoretycznie przy swojej naczynkowej cerze nie powinnam... ale to silniejsze ode mnie (;
Oj, Oktawia, współczuję Ci! Nie wiem, czy to prawda, może to zabobony przekazywane z pokolenia na pokolenie, ale mówi się, że komary unikają ludzi co jedzą dużo kwasiorów. Możliwe, że coś w tym jest, bo ja uwielbiam kiszone ogórki, kapustę, uwielbiam wodę z ogórków konserwowych, w ogóle konserwową paprykę, pieczarki... owszem zdarzy mi się bąbel, jednak nie mogę powiedzieć, że komary mnie kochają.
to ja już kumam, dlaczego moja mama mimo, że ma czadowy kapelusz za każdym razem wkłada go na głowę, a za chwilę ściąga, bo mówi, że przypomniała sobie, że ludzie będą się na rynku z niej śmiać... nie poradzimy niestety nic na to, że blokowe sąsiadki kumoszki siedzą w oknach i mało z nich nie powypadają - taka sensacja -jak kto się ubrał i z kim idzie to nie z troski... ,,o jak pani źle dziś wygląda, zapuściła się tak"- tekst dnia!!! Dziewczyny najlepsze co możemy zrobić, by walczyć z przejawami kołtuństwa, to wychodzić właśnie zadbaną, upachnioną, zrobić makijaź nawet do sklepu -to nasz potencjał; nasza broń kobieca:D
Och, Cialkozieleni, jak ja się cieszę, gdy widzę, że ktoś ma podobne poglądy do moich! Przykład: upał a jakże, z sąsiadką (lat ok.46-48) czekamy na windę. "O pani też na zakupy?" "A tak, na targ" "A nogi nie puchną pani w tych sandałkach? Bo to tak niewygodnie na obcasie przecież!" Krew zaczyna mnie zalewać "A nie, raczej pięty mnie bolą w takich japonkach, jak pani..". " O to dziwne (już sarkazm). No ale na targ w takiej sukience? Po co to?" "A przecież wie pani, że męża nie mam, w takich rybaczkach pewnie nie znajdę (miły uśmiech)" No szlag, by to! Nie chcesz zmieniać swego babciniastego stylu, to go nie zmieniaj, ale po jaką gwiazdkę, czepiasz się innych? Już się kiedyś zastanawiałam, czy by jej waleriany na wycieraczkę nie wylać, ale mój kot też mógłby sfiksować, więc dałam spokój..;)
Ja spotkałam się z podobnymi komentarzami w tamtym roku, kiedy byłam w ciąży. Już od pierwszych miesięcy od pewnej koleżanki słyszałam, że nie powinnam nosić butów na koturnach i obcasach, które lubię; bluzki i spódnice powinnam zamienić na obszerne ciążowe sukienki i ogrodniczki a farbowanie włosów na pewno zaszkodzi dziecku. Nie wiem skąd w innych kobietach biorą się podobne "dobre rady", chyba z zazdrości?
Evelyn faktycznie nie mieszkam na Podkarpaciu. Ale dość często tam bywam (turystycznie, w różnych regionach/miejscowościach) i wprost uwielbiam Bieszczady :D Zazdroszczę jeśli mieszkasz gdzieś niedaleko nich. Jakbym miała tam zapewnioną jakąś pracę przeprowadziłabym się bez mrugnięcia okiem :)
Ja na szczęście nie spotkałam się z takim stereotypem. Sama wyszłam za mąż w wieku 26 lat i myślę, że to odpowiedni wiek. Skończyłam studia i znalazłam pracę. W ogóle myślę, że nasze społeczeństwo staje się coraz bardziej nowoczesne i tolerancyjne (przynajmniej moje otoczenie). W tamtym roku moja 18 - letnia kuzynka zaszła w ciążę i stwiedziła, że nie ma zamiaru wiązać się z ojcem dziecka. Wspierała ją i pomagała jej cała rodzina. Jeszcze 10, 15 lat temu każdy namawiałby ją na ślub "dla dobra dziecka".
na Podkarpaciu żyjąc, trzeba się pogodzić, że wkoło kołtuństwo i niski próg tolerancji, niestety taka prawda, ,,Hary Potter" to zać szatański wymysł ,a w filmach Disneya tylko okultyzm i sex- nawet chmurki układają sie w słowa sex- koleżanka z licencjatem z pedagogiki /zrobionym w miejscowej WSZ / zabroniła swoim córkom tego oglądać; 25 letni chłopak ze wsi uważny jest za ,,chorego samca" skoro do tej pory się nie ożenił- mój 18 -letni chrześniak chciał popełnić samobójstwo, bo rzuciła go dziewczyna i wpadł w depresję, /bo przecież wszystkie są już daaawno zajęte/- tak mu na prowincji nakładli do głowy, że mu się żyć odechciało...najgorzej to już spacerowac samemu, a jeszcze gorzej w kapeluszu, sąsiedzi przykleją etykietę -,,dameżki" -oczywiście ironicznie- cudne jest to życie w tej części kraju, którą mylą ludzie nierzadko z Ukrainą...