Czy któraś z Was sama sporządza kosmetyki? Tzn. uciera w moździerzu półprodukty, które można zakupić w sklepach internetowych? Nigdy nie zdobyłam się na odwagę i trochę z lenistwa wolę używać gotowe produkty. Jak jest z Wami?
W moździerzu przygotowuje się tylko niektóre kosmetyki, np. kolorówkę mineralną. Ja sama robię sobie większość kosmetyków do makijażu: podkład, puder, korektory, rozświetlacz, róż. Z gotowych mam tylko cienie, eyeliner i kolorówkę do ust. Oczywiście wymaga to przeznaczenia trochę czasu na uzyskanie odpowiedniego koloru i innych właściwości (np. stopnia krycia w przypadku podkładu/korektora czy stopnia rozświetlenia w przypadku rozświetlacza), ale dla mnie ma to same plusy: mam w 100% naturalne kosmetyki (używam głównie czystych minerałów lub produktów organicznych, np puder jedwabny, zrezygnowałam już nawet z syntetyków, jak mikrosfery silikonowe), idealnie dopasowane kolory i właściwości kryjące (w przypadku podkładu, korektora), a do tego, gdy już się siedzi w tym jakiś czas, można sobie poeksperymentować, by jeszcze bardziej dopasować kosmetyk do swoich potrzeb. A do tego wszystko to po naprawdę bardzo przystępnej cenie. Ja np. za ok 100zł mam podkład, puder, 2 korektory (nigdy przedtem nie miałam tak super kryjących korektorów), 2 róże, rozświetlacz i wszystko ilościowo starczy mi na ok pół roku (rozświetlacz i róże pewnie na rok jak nie dłużej).
lenistwo i brak czasu nie bardzo mi pozwalają na przygotowywanie takich kosmetyków, jest mnóstwo przepisów na kremy, maseczki do twarzy, ale konieczność gromadzenia potrzebnych produktów do ich wykonania skutecznie mnie zniechęca, na pewno są zdrowsze niż te które kupujemy w sklepie gotowe, i podziwiam osoby które poświęcają swój czas na robienie takich naturalnych kosmetyków
Miałam niedawno "jazdę" na naturalne kosmetyki - w moim przypadku chodziło głównie o krem do twarzy. Zaczęło się od tego, że się wkurzyłam na kupne kremy - każdy (dosłownie - bez względu na firmę/cenę) powodował wysyp różnych nieproszonych gości na twarzy jak błyszczenie, zaskórniki, krostki większe i mniejsze, zaczerwienienia itp. Niektóre potrafiły przesuszać pewne partie skóry aż do łuszczenia jednocześnie pięknie przetłuszczając inne (tu akurat doszłam do wniosku, że to wina parafiny - od tamtej pory unikam jej w kremach do twarzy jak ognia i mam ten problem z głowy). Pomyśłałam więc - zrobię sobie własny krem i już. Ale żeby to było takie proste... Najpierw musiałam się przekopać przez dziesiątki (może nawet setki) stron o tej tematyce - wyszukiwałam info o składnikach, które nie zapychają cery, ale ją nawilżają, nie przetłuszczają, ale odżywiają i działają antybakteryjnie nie wysuszając. Jak już znalazłam wszystko co chciałam wydałam 150 zł na różne potrzebne składniki np. masło shea, olejek herbaciany, olejek z czarnuszki itp. Potem musiałam przekopać się przez receptury - żadna mi nie odpowiadała, więc na podstawie jednej z receptur, troszkę tylko zmieniając składniki na odpowiednie dla mnie, zrobiłam swój pierwszy krem do twarzy. Ależ byłam zadowolona z siebie (teraz się z tego śmieję :P). Oczywiście krem nie miał prawa wyjść od razu idealny, troszkę było w nim grudek i dziwnie pachniał (postawiłam na jak najmniejszą ilość chemii, czyli ograniczyłam się do niezbędnego minimum np. emulgator i spirytus do konserwacji) - zapach mi nie przeszkadzał, to znaczy przyzwyczaiłam się :) Drugi krem był już o niebo lepszy, trzeci jeszcze lepszy itd. Wciąż pracuję nad "idealną recepturą" (brzmi trochę jak szalony naukowiec :P), mam nadzieję, że jestem coraz bliżej. Bardzo lubię to kombinowanie, zmienianie składników, odmierzanie (ważne jest trzymanie się proporcji, aby wyszła dobra konsystencja). Raczej krzywdy sobie nie robię, moja cera wygląda o niebo lepiej niż kilka miesięcy temu, włosy tak samo (zaczęłam brać skrzyp + raz na jakiś czas nakładam czysty olej kokosowy). Nadal będę pracować nad moim "maleństwem" czyli idealnym kremem dobranym do mojej cery i mam nadzieję, że kiedyś mi się uda :)
Ja ostatnio zrobiłam sobie mikrodermabrazję do twarzy: kupiłam za niewielkie pieniądze korund kosmetyczny, miałam krem nawilżający do twarzy (taki sobie, tani). Korund wsypałam do kremu, wymieszałam i... jestem zachwycona! Super efekt za niewielkie pieniądze. Do tego korund miał 100g i jest na dwie porcje.
Od mojej ostatniej wypowiedzi w temacie minął rok i napiszę tak: robić, robić i jeszcze raz robić! Moja cera wygląda o niebo lepiej, a ciągłe zwiększanie wiedzy odnośnie półproduktów pomaga potem odnaleźć się także w gąszczu już gotowych kremów i kosmetyków. Polecam, bo i zabawa jest niezła!
Jest tyle bardzo dobrych, gotowych już produktów, że mi akurat szkoda czasu na zamawianie półproduktów i kręcenie czegoś samej. Może wyjątkiem jest peeling z fusów od kawy i oliwki, bo nie ma przy tym zbyt wiele zachodu i nic nie trzeba zamawiać. Kremy do twarzy kupuję gotowe, olejek do ciała w kremie kupuję z Bielendy, bo sama na pewno bym takiego nie zrobiła, tonik i mleczko mam z Biedronki, a krem do rąk i stóp kupuję akurat taki, jaki jest w promocji.